Изображения страниц
PDF
EPUB

Dom jego przytułek biédnych skromny i czysty, on sam pokorny, cichy, milczący jak gdyby był ostatnim, lecz słowa ewangelii brzmią nad jego głową — „Kto się poniża podwyższon będzie, błogosławieni ciszy i pokornego serca, albowiem ich jest królestwo niebieskie."

Tacy to są mieszkańcy Stepania. Któżby się po téj mieścinie spodział, znaleść w niéj tyle osób zasługujących na podziwienie, politowanie, pochwały? Tę familią patrzącą przez okna małego domku, na swoją niegdyś posiadłość, tego przybylca z Francyi w chłodnej izbie ze psem, kotem, pigułkami i satyrami, tego kapłana nareście? A jednak w Stepaniu wszystko się to znajduje. Te wszystkie osoby połączone przyjaźnią, współczuciem, żyją razem, wzajemnie się pocieszają; wspólném życiem oddychają i gdyby tylko jedno ogniwo tego łańcucha rozerwało się, wszystkieby się rozsypały. Dodać jeszcze potrzeba do całości obrazu postać suchą, bladą, na której ustach krąży uśmiech szyderski, która śmieje się sucho i zimno, apatrzy na świat jak na owoc zakazany. Ten człowiek jakby skończył życie, chociaż nie jest jeszcze w jego połowie, bez nadziei, bez przyszłości, wszystko widzi czarno i smutno. Czemuż nikt z przyjaciół nie powie mu, że najmocniej odczarowane życie, jeszcze znajduje w ciągłéj

pracy i nieustanném zajęciu, lekarstwa, pociechę, nadzieję?

Co tu uwag nastręczyćby się jeszcze mogło? jaki obraz dla malarza charakterów w życiu spokojném, dogorywającém, skończoném tych istot, które stanęły i nie idą dalej, patrzą w grób i stoją nad nim spokojnie, czekając aż weń wpadną. Człowiek póki ma przed sobą świat i nadzieje, póki jeszcze nie wie czém jest i czém być może, jest ciekawą zagadką sobie i braciom, lecz gdy się ta zagadka ze wszystkiem rozwiąże zawcześnie, jakże smutna reszta życia; gdyż przeżył siebie, nic mu już nie przybędzie, a całą odmianą spodziewaną jest ubytek tylko. Dni unoszą z sobą przyjaciół, resztę wspomnień, żyjących towarzyszów, wesołość, grób się coraz szérzéj otwiéra, coraz czarniéj, coraz tam za nim czeka więcej swoich — ale na dnie jego widać cnotliwym niebo i aniołów! Szczęśliwi co tę pociechę czują przynajmniej!

OSADA SERNICKA.

Ku wieczorowi się miało, gdym

przybył do miejsca osobliwego, które wam tu opisywać będę; a wieczór dnia siódmego kwietnia, był już niby wiosennym. Niby; bo jeszcze ledwie niektóre wierzb gatunki puściły kotki, na polach ledwie gdzie niegdzie drobne listki zielenieć zaczynały, trawa brzegiem wód puszczała, a bydło wyzwolone na paszę, szukało z trudnością większych nieco liści, aby je wargami zająć mogło. Kozy ogryzały gałązki, muflony wszelakiej barwy białe, srokate, rude, czarne, plamiste, po kolana w wodzie zajadały smaczno paszę, któraby nasze drogie merynosy

potruła. Dojeżdżaliśmy groblą, potém częścią wsi P. Skirmunta do osady sérnickiéj szlachty, którą chociaż już przedtém widziałem, nigdy mi się jednak tak dziwnie oryginalną nie wydała jak teraz. Leży ona wśród błot pińskich nad rzeczką Stubłem, latem tak wysychającą że ją kury przejść mogą, lecz na wiosnę niosącą obijaniki, a nawet barki na sobie.

Osada ta licząca do 240 dymów szlachty zatrudniającej się rolnictwem, najmem do robót gospodarskich i t. d. siedzi u samego brzegu rzeczki, Wioska P. Skirmunta za mostem, przedzielona od niej rzeką, jest porządnie pod sznur zbudowana, a nawet nieco wykwintnie;osada zaś szlachecka nie ma prawie ulic, każdy w niej mieszka i buduje się gdzie chce na swoim zagonie, każda obórka w inną się stronę obraca, każdy dom gdzieindziéj patrzy, każdy dziedziniec w inny bok się otwiera, prawdziwy obraz nieładu i swobody szlacheckiej. Wśród tego Kafarnaum budowli, włóczą się postaci podobne wieśniakom z ubioru a czasem i twarzy, kobiety bose, żółte, chude, dzieci pół nagie to są wszystko panowie szlachta!

Tam i sam wyglądają z pomiędzy chat karczmy, á naprzód dwie najsławniejsze; Lachmana i Chiela, inne walą się ze starości lub ciężko na podporach jak na kulach stoją. Te karczmy są tu dla szlachty, czém dawniej były w mia

stach Ratusze i Rady, a arędarze mogą się nazwać wielkorządzcami téj osady, bo bez nich nic się nie dzieje,

Kiedyśmy przybywszy potrzebowali nająć czółno, żeby nas ztąd dalej przeniosło na Styr, radziłem śpiesznie z tém żądaniem udać się do szlachty, ale mój towarzysz podróży, znający miejscowość odpowiedział mi.

[ocr errors]

— Szlachta sama nie najmuje czółen swoich i siebie bez arędarza wszechwładnącego Lachmana. On ich godzi, kłóci, najmuje i połowę najmu sobie bierze, Zaden szlachcic nie ma obijanika, a gdyby go miał, żydzi którzy przy sobie utrzymują monopolium żeglugi, zarazby go odkupili. Żyd tutaj jest to osoba wszystko mogąca, wszystko znacząca, a panowie szlachta mimo całej swéj dumy, słuchają go jak pana. Lachman kaže iść, idą, każe nie iść, nie pójdą, swata ich, żeni -- godzi, kłóci, bogaci i obdziera- słowem jego to kraj i zawojowana prowincya, on z téj strony Stubła, z drugiéj P, Skirmunt jednakowo panują.

Ruszyłem ramionami, myśląc o władzy, jaką oni ruchliwym umysłem, kwaterką i pochlebstwem wyrobić sobie umieją. Tym czasem z łaski i namowy P. Łachmana, ruszyła szlachta napiwszy się wódki, gotować nam czółno z którego wylewano wodę, zaściełano słomą i wiszarem we środku. Reszta próżnujących a

« ПредыдущаяПродолжить »